środa, 20 listopada 2013

Chapter 5

Dochodzi godzina 17 a ja mam się za chwilę spotkać z mordercą, który mnie porwał. Pójść z nim na to spotkanie czy nie? Nie powinnam.. On mnie może zabić. Zabił człowieka na moich oczach czy to dobry pomysł, żeby się z nim spotkać? Jak on to powiedział, żeby pójść z nim na randkę? Wyczujcie tą ironię przepełnioną istnym gniewem. Nienawidzę tego człowieka. On jest najbardziej pibolarnym chłopakiem jakiego znam. Jak tak można? Ja bym nie potrafiła raz być miła a później wybuchać złością na wszystkiego strony. Co mi szkodzi.. Jedno spotkanie czy tam randka nie zaszkodzi. Zostało mi niecałe 20 minut, oby nie był punktualny.. Podeszłam do swojej małej garderoby i zaczęłam szukać idealnego stroju. Chciałabym, żeby to nie wyglądało na jakąś randkę, ale z klasą. Po niedługim wyszukiwania stroju wybrałam coś wprost idealnego dla mnie a mianowicie to. Wyglądałam seksownie, ale to specjalnie. Justin jest słodki kiedy się wkurza, chyba rozumiecie. Co, zaraz? Co ja gadam? Dobra, nie ważne. Czasami sama siebie nie rozumiem. Spojrzałam na swoje rany na rękach. Były trochę krępujące, ale na szczęście za bardzo ich nie było widać. Zostało mi jeszcze 5 minut, go jeszcze nie było co mnie bardzo cieszyło. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam grzebać w kosmetyczce za poszukiwaniem pudru. Kiedy go znalazłam nałożyłam niewielką warstwę pudru na twarz, żeby ukryć niedoskonałości po czym maznęłam rzęsy tuszem podkreślając swoje nieduże brązowe oczy. Na usta nałożyłam czerwono-krwistą pomadkę. Spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam bajecznie, jeżeli można tak to powiedzieć. Po niedługiej chwili gapienia się w lustro usłyszałam dzwonek do drzwi. - Cholera! -krzyknęłam szeptem i chwyciłam za szczotkę. Przeczesałam idealnie swoje włosy, ale kiedy usłyszałam kolejne dzwonki do drzwi szybko poszłam do przedpokoju. Nałożyłam na nogi czarne szpilki i otworzyłam drzwi.
- Cześć. -przygryzłam dolną wargę.
- Wyglądasz seksownie. -puścił mi oczko i również przygryzł wargę.
- Oj, bo ci stanie. -powiedziałam to z taką ironią, że się zaśmiał. -Możemy już iść?
- Jasne, na randkę tak? - odpowiedział a ja pokiwałam przecząco głową.
-Jeszcze się przekonamy. -dodał z chytrym uśmieszkiem. O co mu chodziło? Oby to znowu nie było jakieś morderstwo czy porwanie.

Byliśmy w drodze do restauracji. W jego obecności czułam się nieswojo. Na dodatek każdy kto obok nas przechodził wlepiał na nas te swoje wielkie oczyska jakbyśmy kogoś zabili. Okej on tak, ale nie ja. Jezu dlaczego to musi być takie trudne? Dlaczego on w ogóle chciał się ze mną spotkać? Chcę się go oto spytać, ale się boję.. Boję się, że znowu się wkurzy i będzie na mnie krzyczał. Nienawidzę gdy ktoś na mnie krzyczy. Kiedy była mała ojciec często na mnie krzyczał i na moją mamę. Mimo wszystko kocham go, ale z drugiej strony nienawidzę. Czasami cieszę się, że nie żyje, ale moja mama? Szkoda, że jej tutaj nie ma. Ona by mi pomogła i doradziła. Bez niej moje życie jest klęską. A moja przyjaciółka? To nie to samo co własna matka. Właśnie, co z Nathalie? Będę musiała za niedługo do niej zadzwonić, martwię się o nią. Oprócz niej nie mam nikogo, przykra sprawa.
- O czym tak myślisz? -wybudził mnie z moich myśli głos chłopaka. Spojrzałam na niego i wymusiłam najpiękniejszy uśmiech jaki potrafiłam w tej chwili.
- O niczym. -odpowiedziałam po chwili.
- Co jest? Mała mi możesz powiedzieć. -powiedział wchodząc razem ze mną do restauracji.
- Nie sądzę. -puściłam mu oczko i zajęłam miejsce na przeciwko niego. Zamówiłam sobie małą latte a chłopak to samo co ja. Między nami tkwiła zupełna cisza, jakbyśmy się nie znali. Było mi trochę dziwnie więc się odezwałam.
- Więc na pewno chcesz wiedzieć? -pokiwał głową na tak.
- No więc.. W sumie.. -jąkałam się.
- Mów, mów. -pośpieszał.
- A czy morderca bezbronnych ludzi i porywacz niewinnej dziewczyny może mi jakoś pomóc?
- Naturalnie.
- Nie chcę z tobą o tym gadać. Jesteś naprawdę dziwny.
- Nie zrozumiałabyś.
- Czego? Nie zrozumiem jak nie powiesz, to chyba jasne.
- Serio? -spojrzałam na niego i przewróciłam oczami tracąc nadzieję, że powie mi cokolwiek.
- Zaczęło się od kiedy skończyłem 16 lat. Od tego czasu zacząłem wiązać się w rożne gangi i tak się stało. Teraz zabijam ludzi dla przyjemności, uzależnienie.
- Z którego można wyjść. -dodałam z chytrym uśmieszkiem.
- Ty niczego nie rozumiesz, ja.. -skończył kiedy młoda, nieco brzydka kelnerka dała nam nasze zamówienia. Podziękowałam uśmiechem tak jak Justin i wzięłam dużego łyka latte.
- Możesz już dokończyć. -odłożyłam latte na stół i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej czekając na wyjaśnienia.

Jesteście ciekawi przeszłości Justina? Możecie się tego spodziewać w następnym rozdziale. Dziękuję wam za każdy komentarz, to tak wiele dla mnie znaczy. Przepraszam za to, że tak rzadko dodaję rozdziały, ale wiecie nauka.. A no i to, że jest taki krótki to też no wiecie szkoła. Mi się ten rozdział nie podoba, ale wam mam nadzieję, że się spodoba. No i przepraszam za błędy jak coś, ale pisałam pośpiesznie, żebyście mieli co czytać.

piątek, 15 listopada 2013

Chapter 4

Mój sen mnie przerażał, ale bardziej przerażało mnie to co dzisiaj się stanie. Czy on mnie zabiję? Może zostawi w spokoju i w końcu wypuści? W głowie miałam wiele myśli, ale w pewnym momencie przerwał mi je Justin swoim zachrypniętym głosem. Był seksowny i słodki.. Zaraz on cię porwał, zabił człowieka.. Jest zły i do tego grzeszy seksownością. Eh...
- Zbieraj się, idziemy. -powiedział a ja przełknęłam wielką gulę jaka znajdowała się w moim gardle.
- Gdzie? -spytałam przerażona i nerwowo zaczęłam się bawić palcami. Chłopak to chyba zauważył, bo uśmiechnął się przyjaźnie.
- Nie masz czego się bać. Zawiozę cię do domu, ale.. -wtedy mu przerwałam a na mojej twarzy pojawił się szeroki, szczery uśmiech.
- Naprawdę, jezu to wspaniałe. W końcu! -krzyknęłam z radości i wstałam z fotela spoglądając na chłopaka.
- Daj dokończ. -pokiwałam tylko głową, a on dokończył. - Wypuszczę cię jeśli obiecasz, że nikomu nie powiesz. Innym razem cię zabiję, rozumiesz? -spytał poważnie, a ja nie odpowiadałam. Stałam sparaliżowana jak słup. - Rozumiesz?! -powtórzył głośniejszym tonem.
- Tak, tak.. Rozumiem, ale czy możemy już iść? -zmieniałam temat.
- Tak, ale pamiętaj.. Powiesz, nie żyjesz. -podkreślił ostatnie zdanie a ja wymusiłam na swojej twarzy leciutki uśmiech. Jeżeli to tak często wypowiada niech to zrobi. I tak już nie raz chciałam popełnić samobójstwo, ale nie miałam odwagi. Moje życie od zawsze było popierdolone a to to było już przesadą. Boże, co ty robisz z moim życiem?! Wyszliśmy z jego domu, ale ja nadal się bałam. On mógł kłamać, ale nie.. Spokojnie, on zawozi mnie do domu. Nic się nie stanie? Nie wiem, mam taką nadzieję.. Przez całą drogę milczeliśmy, nikt nie miał odwagi się odezwać. Sytuacja była spięta i wkurzała mnie już ta cisza.
- Dlaczego mnie porwałeś? -spytałam przerywając ciszę jaka trwała w samochodzie. Spojrzałam na Justina a on tylko spojrzał kątem oka i uważnie skupiony spoglądał na drogę.
- To skomplikowane. -odpowiedział.
- Skomplikowane jest moje życie. -westchnęłam głośno.
- Dlaczego? -spytał co mnie bardzo  zdziwiło. Co go to obchodzi? Powiedzieć mu? Dobra, niech się śmieje. Co mi zaszkodzi jeśli powiem mu? Będzie wiedział jako jedyny, ale w końcu i tak nigdy więcej go nie spotkam. Raz się żyje, w końcu..
- Widzisz to? -spojrzałam na niego podciągając rękawy do góry. Chłopak zatrzymał się na poboczu, spojrzał na moje ręce i otworzył szeroko oczy. - Wiem, że to cię nic nie obchodzi, ale zaczęło się kiedy moi rodzice zmarli w wypadku samochodowym. Od tamtej chwili się tnę, płaczę. Moje życie to jedno wielkie gówno. Jeszcze te całe porwanie.. Dlaczego muszę mieć takie zjebane życie? Dobra nie będę ci nic mówić. -zamilkłam i spuściłam głowę w dół.
- Nie rób tego, proszę.. -spojrzałam na niego. Jako jedyny wiedział mniej więcej o mojej sytuacji i jako jedyna osoba powiedział mi takie coś. Uśmiechnęłam się lekko i przytaknęłam głową, chociaż i tak będę to robić. Nic a ni nikt nie powstrzyma mnie. Płacz i krew spływająca po mojej dłoni to jedyne co daję mi ukojenie i spokój chociażby na chwilę. Chłopak nadal ruszył, ale w tedy zdałam sobie sprawę, że on nie wie gdzie ja mieszkam. Nagle ze zdziwienia aż otworzyłam usta kiedy spojrzałam przez okno a moim oczom ukazał się mój niewielki, przytulny domek. W końcu! Tak długo czekałam aż w końcu do niego dotrze. Od razu wyszłam z auta i zaczęłam biec w stronę domu, nic nie mówiąc do chłopaka. Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu po czym spojrzałam za siebie i zobaczyłam Justina. Czego on jeszcze ode mnie chciał?
- Co? Nikomu nie powiem obiecuję, nie masz czego się bać. -odpowiedziałam i uniosłam jedną brew ku górze.
- Chciałbym się z tobą spotkać. Obiecuję, że to nie będzie porwanie tylko koleżeński spacer, może randka? -uśmiechnął się zadziornie a ja zaniemówiłam.
- Randka? -spytałam oniemiała.
- Jeśli tylko chcesz skarbie. -puścił do mnie oczko i zaczął przybliżać się do moich ust. Od razu się odsunęłam i spojrzałam na niego uważnie.
- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? -skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Kiedy spałaś to spojrzałem na twój dowód. -odpowiedział i zaśmiał się kpiąco. Wyjął z kieszeni od swojej skórzanej kurtki mój dowód kierując go w moją stronę a ja go szybko zabrałam i posłałam mu wrogie spojrzenie.
- To kradzież. -powiedziałam oburzona.
- Oddałem więc nie. -uśmiechnął się a ja tylko przewróciłam oczami.
- Jak chcesz. Dzięki, że powiedziałeś.
- To co jutro idziemy na tą randkę?
- Jeśli tylko chcesz skarbie. -powtórzyłam jego zdanie z ironią i uśmiechnęłam kpiąco.
- Będę po ciebie o 17, jutro. Do zobaczenia. -musnął mój polik i wsiadł do samochodu. Moje poliki oblał rumieniec. Niech to szlak, oby tego nie zobaczył. 
- Narka mała. -dodał uśmiechając się seksownie, nałożył na nos swoje czarne okulary i  ruszył. Stałam tam spoglądając jak odjeżdża. Wzbudził we mnie zainteresowanie jak i odrazę. Kiedy  znikł za rogiem skierowałam się prosto do swojego domu. Weszłam do środku, zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Zjechałam na dół, przyciągnęłam do siebie nogi, schowałam głowę po między nie i zaczęłam płakać chwytając swój kark obiema dłońmi. W końcu mogłam wylać słoną ciecz z siebie.

Mi się nie podoba ten rozdział, ale długo czekaliście więc już go napisałam.

niedziela, 10 listopada 2013

Chapter 3

Odsunęłam się od chłopaka a na jego twarzy widziałam delikatny uśmiech. Jednak miał tą dobrą stronę, ale krył się pod maską skurwiela co mi się nie bardzo podobało.
- Co teraz ze mną zrobisz? -spytałam.
- Nic. -odpowiedział.
- Jak to nic? Nie zabijesz mnie? -wypytywałam. Dlaczego on musi być aż tak bardzo skomplikowany? Trudno go rozgryźć.
- Powiedziałem już, że cię nie zabiję. Chodź, pewnie jesteś zmęczona, ale pamiętaj.. Nigdy więcej, przyjdzie czas aż odejdziesz. -puścił mi oczko i pociągnął za rękę. Bez żadnych oporów szłam z nim w stronę jego domu. Omijaliśmy drzewa aż w końcu zobaczyliśmy jego przepiękny dom. Weszliśmy do niego, w środku też był piękny. Nie spodziewałam się tak dobrego gustu po mordercy, ale jednak. Wydawało mi się to dziwaczne, bo raz był skurwielem a raz był czułym chłopakiem, przynajmniej tak mi się wydawało. Nadal się go bałam, ale jednak coś mnie do niego ciągnęła. Chyba ta jego tajemniczość.. Tak, to na pewno to.
- Chcesz coś zjeść? -wyrwał mnie z moich myśli chłopak.
- Nie.. -odpowiedziałam pół szeptem. - Jak masz na imię? -zapytałam zaciekawiona stojąc przed nim nieruchomo.
- A co cię to obchodzi? -spytał niskim tonem.
- Chcę wiedzieć kto mnie porwał. -ten chłopak jest najbardziej bipolarnym jakiego znam. Jak tak można? Nie lepiej trzymać się jednej wersji i się tak zachowywać? Nie rozumiem go.
- Justin. -powiedział po czym usiadł na kanapę przyglądając mi się uważnie.
- Justin Bieber? Ah, mogłam się domyślić. Gangi, liczne zabójstwa.. Po prostu świetnie. Teraz będę tutaj gnić z mordercą. -odpowiedziałam sarkastycznie, ale od razu tego pożałowałam kiedy zobaczyłam na jego twarzy mordercze spojrzenie. Od razu zamilkłam a w brzuchu ściskało mnie ze strachu. Okropne uczucie..
- Ciesz się, że cię jeszcze nie zabiłem. -zaśmiał się kpiąco a ja się nie odzywałam. - Dobra.. Shawty pewnie jesteś trochę zmęczona więc idź spać.
- Gdzie mam spać? -spojrzałam na niego.
- Ze mną skarbie. -odpowiedział a ja tylko przewróciłam oczami.
- Oczywiście, co tylko zechcesz. -uśmiechnęłam się kpiąco. - Gdzie jest łazienka?
- W lewo i na wprost masz łazienkę. -przynajmniej pozwolił mi skorzystać z łazienki. Od razu poszłam tak jak mi kazał i zamknęłam się na zamek. Szukałam ucieczki, ale nic nie znalazłam. Przemyłam swoją twarz i oparłam ręce o umywalkę po czym spojrzałam na siebie w lusterku. Bez namysłu usiadłam na podłodze i podparłam plecy o ścianę. Zgięłam nogi w kolanach, po czym położyłam na nich łokcie. Dłońmi objęłam kark, przez co moja głowa znalazła się między nogami, jedynie delikatnie o nie podpierając. Pierwsza łza popłynęła powolnie po policzku. Chwilę później już cichutko szlochałam jak mysz. Nikt mnie nie widział i dobrze. Nie chciałam, żeby ktoś zobaczył jak płaczę i wyrażał to sztuczne zainteresowanie. Z jednej strony chciałam, żeby ktoś tu był i mnie uratował. Jednak to jest nie możliwe, znajduję się w środku lasu. Po jakimś czasie podniosłam się z podłogi i podeszłam do drzwi. Przekręciłam zamek od drzwi i wyszłam kierując się w stronę salonu, w którym znajdował się Justin. Piękne imię dla przystojnego chłopaka. Nie zapominając, że jest mordercą. Chciałam, żeby w końcu ten cały koszmar się skończył. Moje życie zawsze było bez sensu, ale to co w tej chwili się dzieję jest jeszcze bardziej bez sensu, jak śmierć moich rodziców. Pewnie moja przyjaciółka nawet nie wie, że gdzieś zniknęłam. Ona tak świetnie się bawi i ma zawsze poukładane w życie, nie to co ja. Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam, że chłopak usunął. Chciałam już uciekać, ale nie miałam siły. Po tym jak uciekałam przez las wszystko mnie boli. Usiadłam na fotelu, przyciągnęłam do siebie nogi, które położyłam na siedzeniu i oparłam głowę o swoje kolana. Zaczęłam ryczeć jak małe dziecko. Mimo, że mógł to usłyszeć Justin nie interesowało mnie to zbytnio. Chciałam zasnąć i obudzić się w swoim domu, w swoim przytulnym domku. Tam nikt by mi nic nie mógł zrobić a ja spokojnie mogłabym zbliżyć się do swojej przyjaciółki -żyletki. Nawet nie wiem kiedy, ale usnęłam. Miałam przedziwny sen. Ja i chłopak, który mnie porwał jechaliśmy autem. Dojechaliśmy do jakiegoś starego budynku. Kiedy tam weszliśmy zobaczyłam pełno kobiet wiszących, oczywiście były przywiązane sznurkiem i jeszcze żywe. Byłam bardzo przerażona i kiedy się odwróciłam Justin trzymał pistolet przy mojej głowie i usłyszałam tylko strzał. W tedy szybko się przebudziłam. Byłam cała morka od płaczu i spocona. Kiedy się rozejrzałam dookoła byłam nadal u niego, ale żywa. Miałam nadzieję, że to tylko sen, bo co by było gdyby to się stało naprawdę?

Kolejny rozdział też nie zbyt długi, ale to przez brak czasu. Mam wiele innych problemów więc cieszcie się, że w ogóle dodałam. Kolejny rozdział już w krótce.

sobota, 9 listopada 2013

Chapter 2

To był mój największy błąd jaki zrobiłam. Mogłam teraz siedzieć w klubie i patrzeć jak moja przyjaciółka świetnie się bawi niż być z jakimś chłopakiem, który właśnie zabił człowieka. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Chciałam uciec, ale jego uścisk był tak mocny, że trudno było zrobić choć jeden ruch. Spoglądałam w jego czekoladowe oczy, widziałam w nich zakłopotanie. Chłopak rozluźnił uścisk, chwycił za rękę i pociągnął za sobą. Kierował się ze mną w stronę czarnego samochodu, za pewne jego.
- Gdzie idziemy? -spytałam przerażona.
- Pojedziemy do mnie. -odparł sucho. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy też raczej się bać. Zabiera mnie do siebie, ale po co? Chce mnie zgwałcić, a potem zabić? To wszystko jest takie skomplikowane, nie mam pojęcia co robić. Otworzył drzwi od samochodu i gestem ręki kazał mi usiąść. Bez problemu wsiadłam, żeby nie mieć żadnych problemów i zapięłam pasy dla bezpieczeństwa. Chłopak trzasnął drzwiami a ja podskoczyłam ze strachu. Okrążył auto dookoła i zajął miejsce przed kierownicą. Odpalił gaz i jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę swojego domu. Wtedy to już wiedziałam, że tak szybko stąd nie ucieknę. Miałam w głowie mnóstwo myśli, ale jedno nie dawało mi spokoju. Zabiję mnie czy zostawi w spokoju? Zastanawiałam się nad tym, ale miałam wrażenie, że chcę mnie zabić.
- Zabijesz mnie? -spojrzałam na niego, po czym spuściłam głowę w dół.
- Pomyślę. -uśmiechnął się kpiąco i jechał dalej. Ściskało mnie w brzuchu ze strachu. Oby mnie nie zabił, bo co by było gdyby mnie zabił? Boję się śmierci odkąd się urodziłam. Zawsze mam czarne scenariusze, ale nie spodziewałam się, że takie coś mi się przytrafi. A jednak.. Dojechaliśmy do niewielkiego domu. Był naprawdę piękny, byłam pod wielkim wrażeniem. Wpatrywałam się w niego, ale kiedy usłyszałam, że drzwi od auta się zatrzaskują i chłopak czeka przed autem na mnie pomyślałam, że to dobry pomysł by mu uciec. Odpięłam po woli pasy, otworzyłam auto i z niego wysiadłam. Wolnymi krokami zmierzałam ku jego stronie i kiedy odwrócił swój wzrok szybko pobiegłam w stronę lasu.
- Stój! -krzyknął przeraźliwie, ale się nie odwracałam. Jedyne co miałam teraz w myślach to to, żeby mnie nie dogonił. Omijałam wiele drzew i krzaków. Potknęłam się o duży kamień. Nie mogłam więcej złapać wdechu, ale wstałam i zaczęłam biec dalej. Chłopak był coraz bliżej mnie, strasznie się bałam. Obawiałam się, że to nie był właściwy ruch. Biegłam dalej, ale kiedy dostrzegłam koniec drogi zatrzymałam się od ruchowo i spojrzałam w dół. Na dole był piękny wodospad, ale nie to mnie teraz interesowało. Nie miałam jak uciec, a było tak blisko.. Chłopak, który mnie porwał stał kilka kroków ode mnie i widać było jaki był wściekły.
- Teraz nie masz jak uciekać. I po co ci to było?! Myślałaś, że cię nie złapie?! Byłaś w wielkim błędzie, skarbie. -zaśmiał się kpiąco, a po moim ciele przeszedł dreszcz. Kiedy chłopak podchodził do mnie ja cofałam się coraz dalej, ale zatrzymałam się, bo jeszcze jeden krok i spadłam bym na dół i bym się zabiła. Wolę już iść z tym chłopakiem, poddałam się..
- Przepraszam.. -wyszeptałam i spojrzałam błagalnym wzrokiem na chłopaka. - Nie rób mi nic, chcę jeszcze żyć.
- Nie.. -nie dokończył dalej, a ja zaniepokojona spojrzałam w dół i ciężko westchnęłam. - Nie zabiję cię. -wtedy na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech a ja rzuciłam się chłopakowi w ramiona, ale później poczułam zażenowanie. Ten chłopak miał mnie zabić, on mnie porwał a ja go w tej chwili przytulam? Niech to szlak..

Przepraszam, że tak późno dodaję 2 rozdział i, że on jest taki krótki, ale nie mam za bardzo weny. Następny rozdział będzie o wiele dłuższy i możecie się go spodziewać jutro albo w poniedziałek.

niedziela, 3 listopada 2013

Chapter 1

Zapowiadał się kolejny, nudny dzień. Na dworze padał deszcz i było strasznie zimno. Ja siedziałam na parapecie przy oknie a w mojej dłoni trzymałam swoją bliską przyjaciółkę -żyletkę. Trzymałam ją przy samych żyłach i już miałam zrobić głęboką kreskę, ale zadzwonił telefon. Odłożyłam ostre narzędzie i chwyciłam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz ekranu, była to Nathalie moja przyjaciółka. Po chwili zastanowienia nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Cześć skarbie, jak się czujesz? -zapytała po drugiej stronie telefonu.
- Lepiej, coś się stało? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Mam do ciebie małą prośbę.. Mogłabyś mi potowarzyszyć i pójść ze mną na imprezę? -spytała, a ja kompletnie nie wiedziałam co miałam odpowiedzieć. Odkąd moi rodzice nie żyli nie wychodziłam na żadne imprezy tylko chodziłam do szkoły i wracałam do domu. Pomyślałam, że zrobię sobie tą małą przyjemność i nie zawiodę mojej przyjaciółki, więc się zgodziłam.
- W sumie czemu nie i tak nie mam co robić. -odpowiedziałam a na mojej twarzy pojawił się mimowolny, lekki uśmiech.
- Świetnie, będę u ciebie o 18. -chciałam coś powiedzieć, ale się już rozłączyła. Odłożyłam telefon a żyletkę schowałam do pudełeczka, które wsunęłam pod łóżko. Spojrzałam na zegarek, była godzina 16:50 więc nie miałam za wiele czasu. Poszłam do łazienki i nalałam do wanny dużą ilość wody. Rozebrałam się do naga i weszłam po woli do wanny zanurzając się po samą brodę. Spojrzałam na wszystkie rany na moich rękach i po moich polikach spłynęła słona ciesz, zwana łzami. Nie mogłam pogodzić się, że moich rodziców nie ma ze mną. Byli dla mnie wszystkim, jedynym pocieszeniem. Teraz jedynym pocieszeniem jest dla mnie moja przyjaciółka, która nie do końca mnie rozumie. Mimo, że przyjaźnimy się od podstawówki to jednak brakuje mi tej najprawdziwszej przyjaciółki, która przeszła tyle co ja i będzie mnie rozumiała bardzo dobrze. Na swoje ciało nałożyłam balsamu do kąpieli uważając na rany po cięciach. Dokładnie wtarłam go w swoje nagie ciało, po czym idealnie je spłukałam. Kiedy byłam już czysta wyszłam z wanny i wytarłam się do czerwoności. Owinęłam swoje ciało ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Zaczęłam szukać w swojej niewielkiej garderobie idealnych ubrań na imprezę. Po niedługiej chwili znalazłam to czego chciałam i ubrałam na siebie. Wyglądałam dobrze tak mi się przynajmniej wydawało. Wróciłam do łazienki i spojrzałam na siebie w lusterko. Zrobiłam sobie niesfornego koka i wyciągnęłam z szafki kosmetyczkę. Zaczęłam robić delikatny makijaż.. Na rzęsy nałożyłam niewielką dawkę tuszu a na powieki jasny brązowy odcień. Na moje poliki dałam małą warstwę różowego pudru i maznęłam usta błyszczykiem. Rozpuściłam swoje długie, kręcone włosy i porządnie rozczesałam. Zostawiłam je rozpuszczone, ponieważ nie widziałam potrzeby by robić z nimi coś atrakcyjnego. Dochodziła godzina 18, ale mojej przyjaciółki jeszcze nie było. Zeszłam na dół po schodach do przedpokoju i zaczęłam szukać ładnych szpilek. Kiedy znalazłam swoje ulubione, czarne szpilki wsunęłam je na moje zgrabne, opalone nogi. Wzięłam swoją małą torebkę i schowałam do niej gumy miętowe, telefon, klucze od domu i pieniądze. Kiedy byłam całkowicie gotowa właśnie usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się moja przyjaciółka. Wyglądała naprawdę pięknie. Miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę, czarne szpilki, włosy miała rozpuszczone a na jej twarzy widniał mocniejszy makijaż niż na co dzień.
- Cześć. -powiedziałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Jejku, jak ty pięknie wyglądasz. Powinnaś na co dzień tak się ubierać. -uśmiechnęła się szeroko i musnęła mój polik na powitanie.
- Dziękuję, ty też wyglądasz świetnie. -odpowiedziałam przyglądając się jej uważnie.
- To co idziemy? -zapytała, a ja tylko przytaknęłam głową. Wyszłyśmy dziesięć po osiemnastej i od razu ruszyłyśmy w stronę pobliskiej dyskoteki tuż za rogiem. Przez całą drogę gadałyśmy i trochę się pośmiałyśmy. Przez moment zapomniałam o moich rodzicach jednak ciągle miałam ich w głowie. Staliśmy już w kolejce i nadeszła nasza kolej. Bez problemu nas wpuścili i od razu ruszyliśmy w stronę baru. Zamówiłyśmy sobie dwa truskawkowe drinki.
- Trzymasz się jakoś? -zapytała spoglądając przed siebie. Spojrzałam na nią, po czym znów na barmana, który wręczył nam już drinki i wzięłam dużego łyka.
- Wiesz.. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że wszystko jest okej, ale trzymam się. -wymusiłam na swojej twarzy uśmiech kiedy spojrzała na mnie. Po niecałych 10 minutach naszego pobytu do Nathalie już podszedł jakiś chłopak i poprosił ją do tańca. Ona bez żadnych sprzeciwów się zgodziła i świetnie się bawiła a ja czułam się jak ostatni wrzut na dupie. Czasami miałam wrażenie, że nie jestem jej potrzebna, ale w końcu to mnie poprosiła, żebym z nią poszła więc od razu odrzucałam te myśli z mojej głowy. 20 minut później ona nadal tańczyła tym razem z dwoma na raz, ale nic specjalnego się nie działo więc pomyślałam, że wyjdę się przewietrzyć. Kiedy wyszłam na zewnątrz widziałam ludzi, którzy piją jak i palą papierosy. Zazwyczaj byli to już totalnie nawaleni ludzi, ale także trzeźwi. W pewnej chwili usłyszałam krzyki zza rogu. Podbiegłam bliżej i schowałam się za rogiem przyglądając się całej sprawie. Wiem, że nie wypada, ale bardzo mnie to zaciekawiło. Chłopak o czekoladowych oczach kłócił się z jakimś wieśniakiem. Pewnie oszukał go czy coś w tym stylu. Tak też myślałam do póki nie zauważyłam, że chłopak o pięknych oczach i dobrze zbudowany sięga po broń. Chciałam już krzyczeć, ale się powstrzymałam. Chciałam tam wybiec i powiedzieć, żeby tego nie robił, ale było za późno. W tedy niestety krzyknęłam a ten chłopak się na mnie spojrzał. Był coraz bliżej mnie a ja zamiast uciekać stałam i się gapiłam. Byłam całkowicie sparaliżowana nie wiedziałam gdzie uciekać. Kiedy był obok mnie objął mnie wokół talii i przyciągnął do siebie. Czułam jego oddech na mojej szyi, po moim ciele przeszło pełno dreszczów.
- Nic nie widziałaś, rozumiesz? -szepnął i spojrzał na mnie wrogim spojrzeniem a ja tylko kiwnęłam głową, ale wiedziałam, że to mu nie wystarcza i, że coś knuje. Wtedy byłam w wielkim bagnie i bałam się, że mnie zabiję..

Oto jest 1 rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał. Komentujcie a może dodam jeszcze 2 rozdział dzisiaj.

Prolog

Zwyczajna nastolatka ciesząca się życiem jak reszta dziewczyn. Po stracie rodziców popadła w wielką rozpacz. Zaczęła się ciąć, ale nikt o tym nie wiedział. Nawet swojej najlepszej przyjaciółce nie powiedziała o tym. Jej świat już nie był taki kolorowy jak przedtem, ale próbowała to ukrywać. Mieszkała sama, nikt się tym nie przejął. Do tych czas wiodła, przynajmniej próbowała spokojne życie. Pewnego dnia jej przyjaciółka zaproponowała jej imprezę dla rozluźnienia i po niedługich proszeniach dziewczyna się zgodziła. Tam wydarzyło się coś czego nie powinna widzieć. Zobaczyła śmierć innego człowieka.. Wtedy przypomnieli jej się rodzice, którzy zginęli w wypadku samochodowym. Chciała temu zaradzić, ale było już za późno. Chłopak, który dokonał tego czynu zauważył ją i zaczął ją szantażować.. Odtąd życie dziewczyny zmieniło się totalnie. Spotykali się coraz częściej i można powiedzieć, że między nimi były małe iskierki miłości.. Ale czy morderca i niewinna dziewczyna to idealne połączenie?

Cześć kochani! Podoba wam się prolog? 5 komentarzy i daję wam 1 rozdział.

Bohaterowie

Madison Beer
Madison to 16-letnia dziewczyna. Jest pesymistką, przez co patrzy na świat z innej perspektywy niż większość jej znajomych. Nie można nazwać ją "popularną" ani klasowym pośmiewiskiem. Nigdy nie miała chłopaka co ją załamuje. Wkrótce jej życie obraca się o 360 stopni. Poznaję chłopaka, przez co wpada w jedno wielkie gówno. Czy jej psychika może temu podołać, czy uda jej się pokonać strach?
 
Justin Bieber
Justin to 17-letni chłopak. Podoba się dziewczynom, bo jest nieziemsko przystojny i naprawdę niegrzeczny. Jest typem buntownika co wzbudza podniecenie u każdej napotkanej laski. Mógłby mieć każdą, ale czeka na tą jedyną. Trudno jest mu się zakochać, po tym jak dziewczyna go wykorzystała i uciekła z jego pieniędzmi.
 
Nathalie Filey
Najlepsza przyjaciółka Madison. Ma 16 letnia i jest popularna w całej szkole, zaraz po Justinie Bieberze. Uwielbia imprezować i spędzać czas ze swoją przyjaciółką. Z Madison przyjaźni się od podstawówki. Często namawia ją na różne głupoty, przez co wpada Madison wpada w kłopoty.